Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

począł powtarzać to nazwisko, poszedł do kalendarza dla sprawdzenia i — rzekł po chwili:
— Mogę ci zaręczyć, że żadnego tego nazwiska prawnika w Warszawie niema.
— Mówił mi, że go wszyscy znają.
— To bezczelnie kłamał.
Mościński opowiedział szczegółowo całą swą ranną przygodę z owym Piątkiewiczem; Aureli dziwnie głową kiwał.
— To jakaś intryga, — rzekł — człowiek z nazwiskiem fałszywem, zatem cała rzecz podejrzana.
— Cóż mówisz na wczorajszy skandal w teatrze?
— Jest to zapewne wypadek bardzo smutny, szczególniej dla tej biednej hrabiny Natalji, którą ja czczę i wielbię, ale cóż temu książę Robert winien, że takie pasje obudza?
— Lękam się bardzo, — zniżywszy głos, mówił Mościński — żeby mi się córka nim nie zajęła, to człowiek złamany, wyżyty!
— Przepraszam cię, — przerwał Aureli — my jego życie doskonale znamy; hrabina Natalja była jego pierwszą i ostatnią słabością. Był młody, zakochał się, strzelał, odchorował, usunął, cóż naturalniejszego? Gdzie tak wielka wina? Dlaczegoby teraz i kochać nie mógł poczciwie, i być najlepszym mężem?
— Ale oni są bankrutami!
Aureli ruszył ramionami.
— O tem nie wiem, — dodał — może to być, a może przesadzają, zainformuję się łatwo. Jednak imię piękne, człowiek uczciwy, a jeśli się córka nim zajęła, niema co, il faut passer outre. Znam Roberta z dawniejszych czasów; choć mówią, że się wielce odmienił, że stetryczał, ostygł, ale to był gorącego serca, wielkiej prawości, prawdziwie rycerskiego charakteru chłopiec. Rodzina godna szacunku. Gdzie ty dziś znajdziesz dla córki i familję i człowieka, któryby lepsze dał rękojmie szczęścia?
Mościński się zamyślił.