Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/218

Ta strona została skorygowana.

W istocie Zenon podał tę cyfrę ogólną dlatego tylko, aby ściślejszą a jeszcze większą nie zastraszyć.
— Idzie więc o to, — dodał — skąd możemy wziąć miljon.
Głębokie, grobowe milczenie panowało w izbie radnej. Robert ani słowem się nie odzywał, biskup zdawał się modlić pocichu i łzy mu spłynęły z oczu, generał siedział zasępiony.
— Gdybyśmy nawet poświęcili każdy z nas — szeptał ksiądz sufragan — ostatki tego, co mamy, posprzedawali, co kto ma kosztowniejszego, zawsze i do połowy tej sumy nie możemy dosięgnąć. Skądże ją wziąć?
Książę Robert patrzył za okno.
— To nieszczęsne ożenienie przyjść do skutku nie mogło! — westchnął generał.
Zenon słuchał długo i czekał — zkolei wszyscy tylko wzdychali, poglądając na siebie.
— Proszę o głos! — rzekł wreszcie. — Państwo nie zechcą wątpić o mojem szczerem przywiązaniu dla dostojnego ich domu: proszęż mi nie brać za złe, że znajdę się tu tak, jak ów niezgrabny Kozak, co swego miłościwego książęcia, chcąc ratować tonącego, za włosy pochwycić musiał. Ja muszę być tu surowo prawdomównym; obrażę może pojęcia odmienne, do których książęta są nawykli — lecz zdaje mi się, że szczera miłość dla nich uniewinnić mnie powinna. Życie sztuczne, nieopatrzność, brak rachunku, łudzenie się nadziejami, brak stanowczości w interesach zgubiły państwa. Dziś ratunek trudny, sądzę wszakże, iż nie jest całkiem niemożliwy, ale lekarstwo musi być heroiczne. Trzeba starać się z wolnej ręki sprzedać znaczniejszą część dóbr, popłacić pilniejsze długi, zostać przy mniejszem, ograniczyć wydatki i umieć przyjąć twardą rzeczywistość czołem pogodnem. Wiem, iż szambelan nie zniósłby tego — ale mógłby nie wiedzieć o tem, możnaby go otoczyć tak pilną strażą, aby trwał w złudzeniu, że Brańscy posiadają to, co mieli. Oszczędności w domu da-