Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/302

Ta strona została skorygowana.

Przystrojenie pokoiku było ubogie, skromne: strzelb kilka na kołkach, torby, siatki, rogi, obroże i wszystko, co zajęcia wielkiego łowczego znamionować mogło. Oprócz nich książę Józef Poniatowski wisiał na jednej ścianie, straszliwie przez muchy zeszpecony, z drugiej Attala i Szaktas. Atalla, na której trzymał się kawałek szkła, wyglądała nieźle, Szaktasa dym od fajek, wyziewy i pył zbrukały nielitościwie. Za piecem krył się dzbanek, miska i ręcznik. Tam także spoczywać był zwykł ulubiony wyżeł Wincentowicza, Bekas. Trzeci to, czy czwarty już zkolei legawiec nosił to nazwisko, do którego wymawiania tak był nawykł łowczy, iż raz, mając wyżlicę, nazwał ją Bekasą, ażeby się nie odzwyczajać.
Od kilku dni, to jest od początku zjazdu u Żurbów, izba Wincentowicza ciągle była pełna; tu przychodziły najrozmaitsze spostrzeżenia, wiadomości, domysły i podchwycone słowa, z których różne wnioski snuto. Trwoga była powszechna, — cały już dwór dorozumiewał się, że książętom coś groziło; o złych interesach dawno wiedziano, bo Gozdowski, gdzie jakie były małe sumki, powychwytywał.
Nie dlatego smutne widać było twarze, żeby się wszyscy o siebie tylko lękali — cały ten tak sklejony byt dworu, obyczaj jego, to jego życie społeczne drogie im wszystkim było. Poprzywiązywali się do szambelana, do generała, który jeszcze popularniejszy był od niego, do księżniczki Stelli. Robert obudzał w nich rodzaj współczucia, a choć mało z ludźmi żył, znano jego dobre serce; nie mówił wiele, ostatnim się groszem jednak podzielił zawsze i pomógł każdemu, każda więc wiadomość niepomyśla, przychodząca od Żurbów, mnożyła tu niepokój i gniewy — gniewy, bo dwór i rezydenci najmniejszej winy upadku nie przypisywali książętom, składali ją na niegodziwych lichwiarzy, na złych ludzi, na chciwość i łotrostwo. W ich przekonaniu nie było czcigodniejszych i lepszych panów nad Brańskich. Na samą myśl, że im tam jakiś przybłęda, groszołówca może wydrzeć majątek, siąść