Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/404

Ta strona została skorygowana.

sprężyny, protekcje, stosunki, aby się oprzeć człowiekowi, który w niesłychany sposób podkopał tak znowu książąt Brańskich, że ruina ich mogła być straszniejszą teraz, niż była, gdy chciano dobra za długi licytować.
Uznał wkońcu i książę generał, że coś uczynić należało. Ponieważ Roberta miał Gozdowski zastać w Warszawie, dość było sprawę zdać na niego, a on powinien ją był zapomocą stosunków swych na wcale innym postawić stopniu i pieniacza rozumu nauczyć.
Z tą błogą nadzieją Gozdowski, opatrzony w listy i papiery, wybrawszy powóz, który jak najlżej nosił, i służącego, który mógł w drodze wcale nieźle zgotować, po dobrem śniadaniu i kieliszku starego Bordeaux, bo bez tego trudno mu się obejść było, wyruszył do Warszawy.
Tegoż samego dnia trzęsącą bryczką, bez resorów, z małym chłopakiem do posługi, z bułką chleba, trochą masła w garnuszku, twardemi jajami i flaszeczką wódki, wyjechał z pugilaresem dobrze naładowanym pan Zembrzyński, w tymże samym celu i w tym samym kierunku.

Gdy książę Robert zwlekał oświadczenie się Alfonsynie, a hrabia Mościński rozmyślał, jakby go przywieść ku niemu, Gozdowski pośpieszał do Warszawy, nie zapytawszy nawet generała na wyjezdnem, gdzie w mieście ma księcia szukać. Dopiero wysiadłszy, zjadłszy dobre śniadanie, odwiedziwszy fryzjera i wyświeżywszy się, szanowny plenipotent wyruszył, nakładając ciasne rękawiczki, na zwiady po hotelach.
Losy są czasem dziwnie szyderskie, gdy idzie o spłatanie figla ludziom, osobliwie tym, na których się raz spiknęły. Zaledwie pan Gozdowski wysunął się w ulicę, gdy na przeciwnym chodniku ujrzał wesołą, rumianą, w majestacie całym kroczącą postać znanego mu hrabiego Mościńskiego. Ten niezawodnie wie-