Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

wielkie posłannictwo w tym domu i gdzie nikt nic nie potrafi, książębyś mógł.
Ma foi! czy mi kadzić myślisz? — rozśmiał się stary. — Przestrzegam cię, że ja trybularzów nie lubię, tylko w kościele. I skądże się tobie wzięło palić kadzidła? Tyś także na zakrystjana nie stworzony.
— Ale bo to też pochlebstwo żadne nie jest, — odparł Zenon — książę mnie nie zrozumiałeś.
— Twoja wina, mów wyraźniej.
— Pozwalasz książę?
— Bardzo proszę, jam żołnierz — clara pacta.
— Przykra to rzecz z niedobremi wiadomościami przychodzić, — odezwał się Zenon — czasem jednak zmusza do tego obowiązek. Czy książę generał tego nie widzisz, że przy teraźniejszych ciężkich czasach, przy zobojętnieniu jakiemś księcia Roberta i dobroduszności Gozdowskiego interesa brańskie coraz bardziej szwankują? Nikt na to nie radzi. Z dnia na dzień zwleka się kuracja, a choroba sobie rośnie. Książę szambelan widzieć tego nie może, a pan generał może nie chcesz.
Książę Hugon wyprostował się jakoś dumnie.
— Nie chcę? ma foi! gdybym nie chciał widzieć, tobym, niestety, musiał, — odezwał się kwaśno — tylko, zrozumiejmy się, ja na to i, widząc, nie pomogę. Co to do mnie należy? Ja jestem w położeniu wyjątkowem, którego znowu waćpan, panie Zenonie, widzieć nie możesz — jestem wierzycielem, uczucie delikatności, nie dozwala mi nic począć. Hm, ma foi, myślisz, że ja nie widzę? myślisz, że ja zboku i z przełaju nie zachodziłem i szambelana i księdza sufragana, ale to się wszystko na nic nie zdało. Ja zaś sam z niczem wystąpić nie mogę. A z czem i jak mam wystąpić, gdy nie wiem, co robić, bo interesa dla mnie, c’est du grec, ja ich nie rozumiem.
Ruszył ramionami książę generał.
— Ty jesteś poczciwy chłopiec, mój panie Zenonie, ano, młody, pali ci się w głowie i sercu; my starzy, nawykliśmy odkładać potrosze ad calaendas