Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

panny, tam bardzo się może i kto trzeci przyplątać.
Magdzia, która drżała o Naumowa, zniosła ten koncept zarywający na impertynencję, prawie cierpliwie, obawiała się drażnić odpowiedzią, a oczyma błagała tylko komisarza, aby starał się wojskowego powstrzymać.
— W istocie — rzekł cyrkułowy — nie ma tu tak dalece czego szukać, mógłby sobie pan kapitan oszczędzić fatygi.
— Proszę więc waćpana, siadaj tu na fotelu w salonie, a ja sam pokoje obejdę — rzekł żartobliwie wojskowy, którego twarz nie była jednak wcale groźną.
W tej chwili ruszył się. Magdzia przerażona widząc, że wprost kieruje się do tego pokoju, w którym Naumowa w szafie była schowała, naprzód spojrzała na komisarza, który stał jak wryty, potem przerażona pobiegła za oficerem.
Kapitan szedł przodem, z poza jego ramion widać było szafę, której drzwi właśnie się w tej chwili otworzyły. Naumów siedzący w środku, nie domyślając się niebezpieczeństwa wyciągnął rękę, aby je przymknąć.
Kapitan nadszedł właśnie w porę aby dostrzec ten ruch. Magdzia o mało nie padła i byłaby krzyknęła, gdyby kapitan zwracając się ku niej z palcem na ustach, nie odezwał się po cichu w języku francuskim:
— Widzi pani jakem się dobrze domyślał, gdzie są tak ładne panny, tam się zawsze prawie ktoś w kątku chował. Ale któż widział nie zamykać szafy na klucz.
To mówiąc, nim biedne dziewczę miało czas zebrać się na odpowiedź, postąpił żywo ku szafie, otworzył drzwi i Magdzia nie wi-