Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

głośno Marya, a w duchu dodała: Polska będzie pomszczoną!
Nastąpiła chwila milczenia. Jenerał chodził po salonie, Marya siadła przypadkiem przy fortepianie.
— Maryo Agathonówno, choć ci łzy z oczów płyną... odezwał się Żywcow, zaśpiewaj raz jeszcze staremu. Kto wie czy ja już kiedy miły twój głos usłyszę... zaśpiewaj mi ruską piosenkę, z tych czasów gdyśmy jeszcze ludźmi byli, gdy i w naszéj piersi biło serce.
Staremu łza zakręciła się w oku.
— Straszno to być biczem bożym — dodał ciszéj, lecz gdy prawica Wszechmocnego ujmie naród aby nim siekła grzeszny świat, musi się on krwią obluzgać...
Krzyczeli na Mikołaja... ten miał choć żołnierskie serce, dziś my chlubim się że nie mamy żadnego i szczepimy nieludzkość w Europie.
Mruczał tak stary, a Marya po chwili cichym, tęsknym głosem zanuciła mu piosnkę Lermontowa:

Gór wierzchy usypiają na gasnącém niebie,
Milczą rosą wieczorną oblane doliny —
Tuman pyłu na drodze wiatr konając grzebie,
Liście drzew nie szeleszczą, zdrzemnęły krzewiny...
— Czekaj! chwila spoczynku przyjdzie i dla ciebie!