i końce w wodę... Nie będę wam taił, że teraz łatwiéj uwolnić dziesięciu zbójców niż jednego Polaka... ale u nas, kto wie jak, robią się czasem rzeczy niepodobne na pozór do zrobienia. Będę bardzo szczęśliwy, rzekł z uśmieszkiem, jeżeli usłużyć potrafię przyjaciółce Prokopa Wasiliewicza... wy także, spodziewam się, dodał ciszéj... wy, których on tak szanuje, przemówicie słówko za mną!
— A! całe życie moje będę wam wdzięczną...
Łzy stanęły jej w oczach.
Kniaź Daliwadze, który nie był wtajemniczony w sekret téj rozmowy, widocznie z małą zazdrostką zbliżył się do nich i przerwał ciche narady. Amelia téż szczebiotaniem i zaczepkami nieustannemi usiłowała ją odciągnąć ku sobie; podawano herbatę, — rozmowa stała się powszechną, Susłow ustąpił na stronę.
Tymczasem Prokop Wasiliewicz był szczęśliwy jako człowiek który stare spłaca długi... wesoło zacierał czuprynę i gładził brodę. Herbata była tylko wstępem do biesiady, poprzedziła ona owoce, konfitury, tort, przekąski słone i słodkie w wiel-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/cf/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_My_i_Oni.djvu/page236-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_My_i_Oni.djvu.jpg)