Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

już daléj, bo cóż znajdę więcéj? co lepszego? może mnie tylko spotkać smutek, straty, boleści... Więc... dajmy temu pokój i cieszmy się tém co Bóg dał...
W istocie los dwojga wygnańców nie był tak strasznym jak innych, bardziéj osamotnionych lub skazanych na nieustanne stykanie się z dziczą moskiewską. Życie wprawdzie nie było łatwém, ale stało się znośném, oboje na nie pracować musieli, a trud zajmował godziny któreby pożarła tęsknota. Jakowlew nieco cywilizowańszy Moskal odstąpił był im wprawdzie mieszkania, ale nie znaleźli sługi coby się podjąć chciała w gospodarstwie im pomódz, wszyscy chronili się zetknięcia jak z zapowietrzonymi.
Marya więc sama wesoło i ochoczo musiała się podjąć kuchni i tysiąca drobnostek w utrzymaniu domu niezbędnych, czyniła to z zapałem, z niezmierną gorliwością, ale widocznie upadała na siłach. Kaleka bez ręki pomagał jéj, siedział przy niéj, ale pozostała mu dłoń jedyna nie na wiele czyniła przydatnym. W pole płaszcza nosił drewka, niekiedy na targ chodził, ale w wielu robotach kalectwo zupełnie go obezwładniało. Ona krzątała się, a na twarz jéj występowały rumieńce, potém przychodził kaszel suchy, potém osłabienie, i gdy