Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

przywykła bawić ją pogadanką trzpiotowatą przy ubraniu, zdziwiła się że jéj pani prawie nie odpowiadała i nie zachęcała wcale, a mocniéj jeszcze, gdy bardzo skromnie ubrana, wyszła natychmiast z domu. Ciekawa trochę dokąd się uda, wyjrzała przez okno i pokiwała głową spostrzegłszy ją wchodzącą do kościoła XX. Karmelitow... Marya od bardzo dawna nie bywała w kościele, chodziła czasem do cerkwi, niekiedy do reformowanego kościoła dla muzyki; zapomniała o katolickim, choć ten niegdyś był jéj młodości kościołem. Nie wiedziała może jaką teraz wyznawała wiarę, szanowała wszystkie i była obojętną dla wszystkich zarówno. Trwało to dopóki uczucie nie rozbudziło się w piersi, które ją pociągnęło ku Bogu — naówczas poczuła, że nie mogła odezwać się do niego z prośbą tylko tam, gdzie niegdyś modliła się ze łzami w lepszych latach dzieciństwa... W kościele obległy ją wspomnienia... i uklękłszy ze strachem, ze drżeniem, utuliła twarz w dłonie, poczęła płakać gorzko... Przypomniała sobie ten sam kościół i na jego zimnéj posadzce siebie, klęczącą w ubogiéj sukience, przy matce... żywo na myśl jéj przyszła nawet barwa téj sukienki i chusteczka stara którą osłaniała ramiona i cerowane pończoszki.. i nieco wy-