Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

dzi. Rachował na wcale inne spotkanie, a znajdował stryja przygotowanym i zbrojnym.
— Nie chciałem się familii naprzykrzać — burknął gospodarz. — Nawykłem do tego, że o mnie wcale się nie troszczono...
Flawian się uśmiechnął.
— Mylisz się — rzekł — rodzina ci dała to, co dla ciebie nąjdroższem było — swobodę zupełną, której użyłeś na dobre. Nie masz nam nic do wyrzucenia.
To mówiąc, Radzca obejrzał się za krzesłem, a Kwiryn podsunął mu je z miną dosyć kwaśną. Gość usiadł, sparł się na lasce, zobaczył stół nakryty i odezwał się:
— Widzę, że nie jadłeś jeszcze — proszę, każ sobie dawać, ja przeszkadzać nie będę.
— A stryj? — zapytał zdziwiony Kwiryn.
— O! ja — rzekł z uśmiechem hrabia — znając twe obyczaje, bo ludzie wszystko wiedzą — przeczuwając, że żyjesz z patryarchalną prostotą, do której ja, stary, nie nawykłem, bom zepsuty — kazałem sobie kucharzowi coś zrobić naprędce i śniadanie moje już zjadłem. Więc bez ceremonii.
Gospodarz potrząsł głową, coraz bardziej zmieszany. Siadł jednak za stół i w głos zawołał na Autka, aby mu obiad przyniósł.
— Kiedy stryj pozwala...