Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

był musiał walczyć, a walka nie obiecywała mu zwycięztwa.
Jeden Micio de Lada dowiedział się o tem w cyrku, i, niemal zazdroszcząc Małdrzykowi, pobiegł z tem do niego. Za pierwszem słowem wyrzeczonem — Florek zamknął mu usta.
— Proszę was, do czasu o tajemnicę, mam powody moje.
Zwrócono się do innego przedmiotu. Małdrzyk teraz przypomniał sobie propozycyę wtajemniczenia w grę giełdową. Zdawało mu się że mógł ryzykować coś tem śmielej, iż zapewnione miał w cyrku, wcale dobrze opłacające się zajęcie, które wkrótce chciał objąć.
Micio pomocy nie odmawiał. Mieli nazajutrz zrobić wstępne kroki. P. de Lada znał giełdowych pośredników; zaręczał że doskonale rozumiał grę na bursie i miał najszczęśliwsze instynkta. Florek, któremu się uśmiechało szczęście, liczył też na własne.
Rozstali się tak i gość odchodził już, gdy go pani Perron zobaczyła i na chwileczkę zaprosiła do siebie. Uszczęśliwiony Micio towarzyszył jej tem chętniej, że rad był korzystać u wdówki — z ostygnięcia jej dla Małdrzyka — bo, zdawało mu się, iż albo już ostygła lub niechybnie nastąpić to musi.
Po krótkim wstępie — wdowa z wielką ciekawością badać go zaczęła o Floryana.