Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/343

Ta strona została skorygowana.

powała we wszystkiem naturę, zimną, wyrachowaną, obojętną zawsze a grającą uczucie jak w cyrku grała boginie. Tylko ta okoliczność, iż Małdrzyka, doskonałego i śmiałego jeźdźca, pilnego w pełnieniu obowiązków, które polubił — niełatwo było zastąpić — zmuszała dyrektora do utrzymania go na miejscu, Miss Jenny, której płochość jej przewrotność wyrzucał, unikała go, widząc że oszukiwać nie może — ale i jej bywał potrzebnym. Cierpiano go więc. Małdrzyk mając ciągłe spory i nieporozumienia do znoszenia, byłby porzucił swe miejsce, lecz ono, po stracie ostatka na giełdzie, dawało mu jedyne utrzymanie, a nawykł był do wygodnego życia. Przypadek jakiemu uległ Floryan gdy dzikiego konia w małym cyrku ujeżdżał — może był dyrektorowi i miss Jenny na rękę, dozwalając się im go pozbyć. Richard kazawszy opatrzyć, obandażować, odesłał do domu i natychmiast obejrzał się za zastępcą. Nikt nie zabolał nad biednym człowiekiem.
Nazajutrz nie dowiedziano się nawet o stan jego, trzeciego dnia dyrektor odesłał zaległość jakąś, dołączywszy do niej bilet tysiąco-frankowy. Było to jedyne pożegnanie jakiego się mógł spodziewać. Pani Perron odebrała pieniądze, rzuciła je do szufladki i użyła ich na koszta kuracyi.
Oprócz osób w cyrku znajdujących się naów-