Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/545

Ta strona została skorygowana.

choć mógł się domyślać, że przybyłem tu dla obejrzenia grobowca tego anioła naszego...“
Klesz list ten odebrawszy zadumał się nad nim długo, otarł oczy, potrząsł głową, i żeby rozpędzić smutek, który go owiał — poszedł do żony i dzieci.


Było to u wód w Karlsbadzie, wkrótce po wyprawieniu listu przez Micia do Jordana.
Na starej Wiese, w domu pod Bocianem, pierwszem piętrze, rozgościła się rodzina dosyć liczna z Królestwa przybyła, o której zamożności wnosić było można z tego, że tygodniowo za mieszkanie znaczną sumę opłacała.
Pani sama, zbytecznie otyła, twarzy nalanej, żółta, pan słusznego wzrostu, napozór zdrów ale kaszlący; dwie dorosłe panny, i kilkunastoletni chłopak — składały rodzinę, nie licząc guwernantki albo raczej damy do towarzystwa panien, które matka z powodu ociężałości niewszędzie mogła wyprowadzać.
Panienki były wcale nieładne, a co gorzej niemiłe, kwaśne, dumne, niewabiące do siebie: chłopak rozwydrzony, hałaśliwy i nieustannej czujności wymagający.
Rodzice oboje, może z powodu niezdrowia, które ich aż do Sprüdla zagnało, twarze mieli