Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

żeśmy honory te drogo opłacać musieli — pieniądze płynęły jak woda, a kradziono i obdzierano nas jako bogatych forestierów na każdym kroku.
Mira zaledwie się urządziwszy w pałacu, zażądała willi położonéj w dolinie nad Arno, musiałem nie nająć (bo nie cierpiała najętych mieszkań), ale znowu kupić willę, potem pustkę tę urządzać, opylać, dźwigać, bo mimo prześlicznéj architektury, ogrodu, widoku, była to ruina straszliwa. W tych Włoszech, pod których słońcem kamień się wypieka i nabiera złocistéj barwy, gdzie marmur dojrzewa wiekami, mury niszczą się prędzéj niż gdzieindziéj. Po kilku latach bluszcze, trawy, drzewa rozsadzają je, osuwają, zjadają. Nasza willa była książęcą, rysunkiem i zakrojem, ale niemal na nowo ją budować przyszło. Zrobiłem z niéj cacko, myśląc, że ją pokocha, bo w początkach mówiła, że tu na całe życie chce zamieszkać. Słałem gniazdko rozmarzony, szczęśliwy. Ale gdy już wszystko było skończone, Mira ostygła, chwaliła, unosiła się, a opuścić całkiem pałacu we Florencyi nie chciała; trzymaliśmy więc dwa dwory, spędzając po kilka dni na przemiany w mieście i willi. Oprócz naszego niepozbytego Anglika, który mi ciężył niewymownie, młodzież napływowa, panowie miejscowi, garnęli się do nas zwabieni zbytkiem domu, wystawnością życia i wdziękiem téj kobiety.. która gdy chce jest czarującą, niezwyciężoną...
Mieliśmy najpierwszy świat w domu i koło siebie. Zagranicą dosyć jest mieć wiele pieniędzy, a odrobinę pozornéj ogłady, aby się dostać z tém wszędzie. We Włoszech (naówczas, bardziéj niżeli dziś może) dostatek starczył za wszystko.
Żartem mówiąc ktoś o tém z cudzoziemców, chciał z drugim pójść w zakład, że za parę tysięcy dukatów, kupi każdemu kto zechce tytuł książęcy.