Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

ukochana jabłonka usycha, a przyniesione wiatrem ziarno topoli buja.
Orbeka sądził żal swój i rozpacz wiekuistemi, spokój w części je osłabił, w części przemienił na nieokreślony smutek i tęsknotę. Nowe życie w tym cichym dworku, do pewnego stopnia przypominające mu Krzywosielecki żywot samotny, podziałało dziwnie na jego zdrowie i umysł.
Wrócił powoli do dawnych zatrudnień, z tym wyjątkiem tylko, że na fortepian, który mu do zbytku Mirę przypominał, patrzéć nie mógł. Ale Sławski karmił go książkami, a młody Orłowski i stary Norblin, odżywili w nim ochotę do rysunku.
Te prace i zajęcia dawały wytchnąć sercu i nabrać sił ciału. Cieszył się Sławski, który codziennie go odwiedzał, a Anulka siedząca w kątku, zdaleka, i sama odżyła, odmłodniała, wypiękniała, i z pociechą wewnętrzną śledziła wracające w ukochanego jéj pana życie.
Mówiono już coraz częściéj o powrocie do Krzywosielec, który Sławski za ostatnie a najskuteczniejsze lekarstwo uważał, gdy stary ów Jaś nadjechał.
Powitanie pana ze sługą było aż do łez rzewne, starowina rzucił się przed nim na kolana, objął mu nogi i płakał. Orbeka także się w końcu od łez wstrzymać nie mógł, a za drzwiami Anulka dla prostéj zaraźliwości płaczu, także się biedna na dobre rozbeczała. Sławski, który był odwykł od płaczu, krzywił się tylko dziwnie, i mówił, że mu nos świerzbiał, bo tarł twarz nieustannie.
Pociesznym rysem téj sceny było, że Jan przywiózł z sobą wychowanego na zastępcę starego Nerona, młodego czarnego pudla, tém samém imieniem nazwanego — a stworzenie żywe, nie rozumiejąc co się z temi ludźmi dzieje, spiąwszy się na płaczącego Jana, szczekało okrutnie.