Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

chało, gdy się razem z nim wiele chwil szczęśliwych i biednych dzieliło, pamięć i uczucie zostają na zawsze.
Ty nic nie wiesz, o moich losach? Nic? O! ciężko odpokutowałam za tę niedolę, która mnie do ulegnienia natarczywości Wawrzęty skłoniła. Prześladowanie rodziny, gorycze, potwarze, niemasz wyobrażenia czem te lat pięć się zapełniły. I on i ja byliśmy najnieszczęśliwsi, chociaż stary kochał mnie z całą namiętnością młodzieńczą. Wiesz że umarł?
Nie.. a! tak! umarł! I wystaw-że sobie, rodzina jego mszcząc się na mnie, tak zabiegała troskliwie, tak pilnowała go, że do ostatniéj chwili obiecywanego zapisu zrobić mi nie mógł. Zostałam wyrzuconą jak ostatnia przybłęda z domu, ale na tych ludziach ja się pomszczę! ja im wytoczę proces, ja ich okryję sromotą, ja im łez moich nie daruję.
To mówiąc, oczy sobie zakryła.
Orbeka stał, słuchał, ale wiedział to tylko, że ona do niego wróciła, że znowu była z nim.. na wsi, gdzie ją nic oderwać odeń nie mogło. Twarz jego rozpłomieniona świadczyła o bijącém żywo sercu.
O kilka kroków od téj ławki, na któréj spokojnie rozpatrując się już w nowéj swéj posiadłości, siedziała Mira, Anulka, która nadbiegła na to, żeby wysłuchać jéj wyznań, padła bezprzytomna i omdlała.. Ale nikt tego nie postrzegł zrazu, a późniéj, nikt nawet o tém nie wiedział.
— Nie myśl-że, kochany Walusiu, dodała, że ja cię tu tak najeżdżam nieprzyzwoicie, jakby z egzekucyą — chciałam cię zobaczyć tylko! tak! wiedziałam, że ty nie przybędziesz do mnie.. na chwilę przyszłam powitać twoją pustelnią. Jestem u Bukowieckich, u moich krewnych w sąsiedztwie, od dwóch dni. Wiesz, że stary podkomorzy umarł i ona także... teraz tam gospodarują młodzi. Otóż zatrzymałam się