Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

z pannami, w pierścionka, cztery kąty i ciuciu babkę.
Gdy się rozchodzili spać, Mira już zawojowała wszystkich bez wyjątku, aż do sług i czeladzi, dla każdego mając uśmieszek, grzeczne słówko, podarek, pochlebstwo, wejrzenie.
— Czarownica, szelma jestem, rzekł podkomorzy biorąc pantofle, takiéj kobiety jak żyję nie widziałem. Dziwić że się tu, iż głowy pozawracała. Vade retro! Satanas.
Każdy się łatwo domyśli, że od razu poprzyjaźniwszy się z pannami, Mira, która je zaprosiła do swojego pokoju, pod pozorem pokazania jakichś strojów, skorzystała z téj chwili, aby się ze światem nowym, otaczającym ją, obeznać. Wydobyła z kufrów czém panienki zająć i zabawić mogła, nakarmiła konfiturami, których się całe pudło znalazło, zachwyciła dowcipem i uprzejmością, a zarazem dowiedziała się od nich powoli wszystkiego czego potrzebowała, historyi jutrzejszego obiadu, pana Orbeki, spadłéj na niego sukcesyi, i t. d.
Bardzo nieznacznie, śmiejąc się i szydząc, wybadała panienki o panu Walentym, wyciągnąwszy z nich co tylko o nim wiedziały. Nie zdawała się do tego zbytniéj przywiązywać wagi, owszem żartowała sobie z dzikiego anachorety, z psa przyjaciela, ze starego Jaśka, z nocnych gorączek jego przy klawikorcie (które wszystkim były znane). Jednakże najmniejsza z tych drobnostek nie uszła jéj ucha.
Gdy około północy panny rozbawione, wynosząc stosami prezenta kuzynki, wyszły od niéj skacząc i śpiewając, piękna Mira znużona, złamana, bezsilna rzuciła się na łóżko, zamknęła oczy i kazała służącéj się rozbierać, niemogąc już ruszyć ani ręką ani nogą.
A gdy służąca odeszła, łzy się potoczyły z pięk-