Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

wstyd, honor, wszystko! Znikczemnieli magnaci nauczyli was wszystko sprzedawać i za wszystko brać pieniądze, alem ja jeszcze się rodził, gdyśmy inni byli — i pokazał nam drzwi.
— Precz!
Wołodkowicz stał cały w potach, a co się ze mną działo przez ten czas, nie wypowiem, krew mnie ogniem w twarz piekła. Gdyśmy się z miejsca nie ruszali, Wojski podniósł głowę i powtórzył nakazująco:
— Wynoście się ichmość, proszę, tu nie karczma, za drzwi! za drzwi!
— Panie Wojski — zawołał Wołodkowicz — na miłość Bożą was zaklinam, ochłońcie z gniewu, dla miłości Chrystusa przebaczcie.
— Nigdy! — czekł Wojski ponuro — nigdy! Moje rany i krew moją przebaczyłem dawno, ale sromu imieniowi memu zadanego, ale ohydnego gwałtu, porwania mojego dziecięcia, nigdy, przenigdy! Gdy konać będę, a ksiądz mi nakaże przebaczenie dla zbawienia, zbawienia się wyrzeknę a nie daruję, bo nie mogę! bo gdybym rzekł: przebaczam, skłamałbym, a Bóg widzi serce moje! Nie! Wyzywam go na Sąd Boży, bo na ziemi dla mnie nigdzie sprawiedliwości nie ma. Ząb za ząb, dziecko za dziecko. Zejdzie bezdzietny, powiedz mu to, jeśli ty sumienie masz Wołodkowicz: pozywam go na sąd Boży!
Mówił już i powtarzał jedno, jak nieprzytomny, a ręką wskazywał na drzwi...
Wołodkowicz uparty ani się ruszył. Wtem drzwi, zaraz przy łóżku będące od drugiej izdebki, otworzyły się i weszła Wojżbunówna w czerni, taka, jakeśmy ją widzieli u Ostrej Bramy, a może straszniejsza jeszcze. Patrzeć na nią nie było podobna, takim splendorem żałoby i rozpaczy była okrytą; takim, że gdyby z nim wyszła przed trybunał złożony bodaj z samych Radziwiłłów, osądziliby za nią, a potępili Miecznika...
Nie potrzebowała słów, by się skarżyć, dosyć jej stanąć było i okazać się. Oczy miała zapadłe,