Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Półdjablę weneckie.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
70

Zabić nie zabije, jak to się tu w tych Włoszech trafia często; okraść nie okradnie; ale z kieszeni wyłudzić i za poły różnemi sposoby w domu przytrzymać potrafi. Więc się jegomość strzeż, chcesz-li na czas i cały do domu powrócić, — dodał szewc.
— No! a wy? toć pewnie też myślicie kiedyś na swoją ziemię wrócić także?
W milczeniu podniósł głowę Nani.. łzy mu płynęły ciche po fałdach wyżółkłej twarzy.
— Marzyło się to — rzekł — dawniej, niegdyś, marzyło, z dnia na dzień odkładało... ale mój dobrodzieju, postaw, postaw ino człowieka na jakiej chcesz ziemi, to jak drzewo do niej przyrośnie, już go potem chyba wicher wyrwie z niej. Jeśli się zatęskni, to się obraca jak słonecznik w tamtą stronę, z której wyszedł, ale oderwać się... nie ma sposobu... Mnie tu i dziecko, i ten kawałek muru przykuł; co ja bym robił z tą dziewczyną, jakbym ją na suchy ląd wyprowadził?.. Onaby zmarniała, a ja z nią. I po co tam iść? ino groby... A ktoby tam człowieka poznał? Gdyby w zaduszny dzień ludzie wstawali, to jeszcze...
Spuścił głowę stary, okulary mu spadły, podniósł je i otarł milczący, Panu Konradowi zrobiło się też czegoś smutno; a że mu się różne rzeczy po głowie snuły, znalazł się na języku i kapitan Zeno.
— To wy zapewne znacie już tu całe miasto, od tylu lat mieszkając?
— Tak, prawie jak całe, bo człek — rzekł szewc — należy do bractwa, do cechu, do gminy, to się tam różni ludzie spotykają.
— A z innych wysp? — spytał Konrad.
— Gdzie niegdzie jaki znajomy, — odparł Nani — ale o kogoż pytać chcecie?
— Tak, dla ciekawości, o kapitana Zenona.
— O tego, co ma ładną córkę! dom na Lido! nie znałbym go, — odpowiedział szewc — ale koło jego domu zawsze się jarmark sadowi co rok, a ja mojej Marjetty byle jarmark i odpust nie utrzymam i na łańcuchu... Samej nie puszczę, muszę się z nią stary wlec, boby to przepadło między ludźmi, gdyby człek nie pilnował. Otóż jak znam i kapitana i Cazitę! Ej! ej! — już tam wasze oko padło, to i bieda!
— Nie posądzajcie, bo nie ma ani o co, ani dla czego! — zawołał Konrad — prosta to ciekawość, przybyłem tu na jego statku.
— I z córką, jakbym się patrzał, — szepnął szewc — ani chybi...
Konrad się uśmiechnął; Nani patrzał z politowaniem jakiemś.
— O! miły Boże! — zawołał — toście wy przepadli...