Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

— Widzisz mnie hrabina tak wzruszonym, że wypowiedzieć jej nie potrafię.
— Cóż się stało, kochany Starosto!
— Los mojej najdroższej Wandzi rozwiązany stanowczo — powiada mi.
Osłupiałam — oniemiałam...
— Przyszła do mnie sama z tym oto zacnym młodzieńcem, oświadczając, iż korzysta z danej jej przezemnie swobody rozporządzenia sobą i prosi mnie o błogosławieństwo...
Starosta ledwie tych wyrazów dokończył, gdym się zerwała z krzesła, cała trzęsąc się z gniewu.
— I wy na to mogliście pozwolić, ażeby dziewczyna z głową przewróconą, bez doświadczenia, mając do wyboru między Adasiem a takim... nędznym jakimś mechanikiem, zrobiła całej rodzinie wstyd.
— Starosta się porwał — jaki wstyd?
Dopieroż od słowa, nie mając już nic do stracenia, nie zważając czy mnie tam słuchają czy nie... powiedziałem im całe słowa prawdy, bez żadnej ogródki...
Jestem pewny, że Mama nie żałowała wyrazu, bo gdy się rozgniewa, i jest doprowadzoną do ostateczności — staje się wymowną i straszną... Ale Starosta na to zasłużył.
Wiadomość przyjąłem dosyć obojętnie, ale Mamę