Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan i szewc.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

roskoszy! Dodajmy do tego, że w miarę niemożności nasycenia nieokreślonego pragnienia, pragnienie to powiększało się, potęgowało, wzrastało, podnosiło i z wiekiem czyniło coraz gwałtowniejszém.
— Jak to? wołała w rospaczy; miałażbym umrzéć nie doznawszy nic, nie skosztowawszy niczego, w oczach ludzi przesycona, w głębi siebie spragniona jak dziecię? Miałażbym umrzéć z tém pragnieniem palącém?
Nazajutrz Starościna rzucała się w zamęt życia, szukała człowieka, coby jéj dał poznać uczucie, plątała się w nowe miłostki, rozsnuwała nowe nadzieje, i doszedłszy do końca znajdowała ten sam zawód, którego doznała sto razy.
A świat miał ją za szczęśliwą!
Nieraz pragnęła być matką, żeby serce zabiło choć tém uczuciem, nowém dla niéj, jak inne; ale Bóg odmówił jéj i tego. Piękna Elżusia męczarnie piekielne znosiła, ubrana w róże, uśmiechając się i śpiewając; rospacz siły jéj dwoiła....
Starosta jadł, pił, spał i cieszył się przyszłą Kasztellanią. Takie było życie opiekunów Jana siéroty, gdy los rzucił go pod te drzwi złoconéj nędzy.
Długo Jan zostawał u Murgrabiego w poniewierce ciągłéj, gdy wypadek zwrócił na niego oczy Pani Starościnéj.
Raz około południa wyjeżdżając z pałacu swego na Mszą, postrzegła dziecię odarte, wychudłe, blade, do żebraczka podobne, siedzące na kamieniu pod ścianą i płaczące gorzkiemi łzami.
Była to dla Starościnéj jedna z tych chwil zmęczenia i nudy, które przychodziły często podwajając jéj męki. Machinalnie zatrzymać się kazała, poczęła rozpytywać dziecka, i dowiedziawszy się, że to jéj wychowaniec tak opu-