Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabina ten tłum swych niewolników trzymała na uwięzi, i każdego karmiąc, każdemu rzucając coś na pokarm, uczyła ich cierpliwości. Uważałem, że każdy miał jakąś wyznaczoną sobie w dniu godzinę, która mu starczyła zapasem wspomnień na dnia reszty; doktór, jako lekarz wchodził i bawił najpoufalej, przed wszystkimi i po wszystkich; był nie tylko poradnikiem dla zdrowia, ale najpoufalszym z przyjaciół; a choć złe języki plotły coś o tych zbyt ścisłych stosunkach, Ferreti doskonale odgrywał rolę obojętnego, posłusznego, namiętnego tylko sługi.
Czasem zrana wzywano barona na jaką godzinę, lub lew-kuzyn czytał czy pisał z hrabiną; czasem sędzia zamykał się z nią w salonie sam na sam dla ważnych narad. Niekiedy odprawiano śmiało wszystkich, rozkazując zostać jednemu, lub przywoływano wybranego, a Laura tak śmiało w tem postępowała sobie, tak się zdawała pewną, że nikt jej częstych schadzek i samotnych rozmów za złe nie śmiał poczytać. Co się tyczy hrabiego, ten jak wszyscy śmiertelni u drzwi jej się meldował, i czasem nawet nie bywał dopuszczony, zwłaszcza gdy naradzała się z doktorem.
Przez kilka dni przebytych w mieście, i drogę całą, miałem czas wnijść w siebie, poznać trochę piękną panię, i opamiętać się, ochłonąć po pierwszem wrażeniu, wykreślić sobie drogę postępowania na przyszłość. Może widząc mnie zrazu jakby oszalałym z admiracji, Halka, która cicho zawsze siedziała w kątku, pobudzona litością, przyczyniła się do otwarcia mi oczu na niebezpieczeństwa. Synek hrabiny, którego dozór był jej powierzony, zbliżył nas łatwo; musieliśmy się poznać, widywać, musiałem ją o nie jedno zapytać. W kilka dni, gdy mnie nieco lepiej poznała, zostaliśmy sami w salonie, bo dzieciak wybiegł z rakietą do pierwszego pokoju. Zacząłem przed nią mówić, nie tając mego uwielbienia dla Laury; słuchała mnie długo, nie zdziwiona wcale, lecz jakby ze szczerem politowaniem.
— Wszystko to, co pan mówisz, — odpowiedziała