Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

w Łazienkach, gdzie się zwykle te harce odbywały dawniej, książę Józef uprosił gubernatora Koehlera, aby mu wartę postawił.
Mieli się tedy tu porąbać na kawałki; ruszyliśmy do Jabłonny, aby nam nikt nie przeszkadzał, a skończyło się na tem, że teraz burgunda piją razem i całują się, dopóki znowu za łby się nie pobiorą...
— Co ty się dziwisz, — dodał Pokutyński ciszej — krew nie woda, a czasu pokoju gdy się rąbać niema z kim, bije się choć z przyjacielem, aby ręki i anim uszu nie stracić! Kto wie, co przyszłość nam gotuje!
Burzymowski obejrzał się niespokojnie dokoła.
— Gdzież oni z tym burgundem? — spytał przestraszony. — Czy nie w austerji, broń Boże!
— A! nie! nie! W oficynie książęcej. Wprosili się do kwatery Brodowskiego, którego starą gospodynię przekupili, że ich tam wpuściła.
Podróżny nasz, widocznie uspokojony, swobodniej odetchnął.
— A tobie naco austerja? — spytał poglądając na niego Pokutyński.
— Ja bo widzisz, jadę dworno, córkę z sobą wiozę — rzekł Burzymowski. — Tylko co jej nie widać... musimy tu popasać. — Mówiąc to, westchnął, machinalnie czapkę poprawił, jakby się chciał w głowę podrapać i twarz jego oblokła się wyrazem troski i zakłopotania.
— Córkę! a! a!.. córkę wieziesz na karnawał Pod blachę! — zaśmiał się szambelan. — Dalipan to paradnie!
— Jako żywo! jako żywo! — podchwycił podróżny. — Jeszcze nic nie wiem, ani co, ani gdzie, ani jak!
Tu nagle przerywając dodał:
— Ale, o tem potem.
I troskę z siebie otrząsnąwszy chwilowo, wyciągnął obie ręce ku Pokutyńskiemu.
— Hej! hej! kolego kochany! wieleż to lat, jakeśmy się z sobą nie spotykali?
— Ba! Jeżeli się nie mylę, — odparł, namyślając