Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

Sam pozostawszy, Grabski nieporuszony przetrwał długo oparty na łokciu, pod wrażeniem rozmowy, której każdy wyraz jeszcze w uszach mu dźwięczał.
Ta Sylwja, którą przed chwilą widział rozgorączkowaną, zrozpaczoną, z taką ufnością i otwartością spowiadającą mu się ze swych cierpień i uczuć, nagle z dzieweczki naiwnej zmienioną w jakąś bohaterkę romansu — zdawała mu się nieprawdopodobną istotą. Porównywał ją z tą, którą znał w dzieciństwie i przyznać wkońcu musiał przed sobą, że pomimo zaszłej zmiany, w samowolnem dziewczęciu dawnem była już dzisiejsza romansowa Sylwja. Powolność ojca, płochość dziwaczna Czeżewskiej aż nadto tłumaczyły to rozwinięcie się charakteru, na który wpłynęły także ówczesne romanse francuskie i obyczaje społeczeństwa.
Było coś poetycznego w niej, Grabski tłumaczył ją i uniewinniał przed sobą, ale sąd świata nielitościwego, cieszącego się każdym upadkiem i słabością, mógłże wypaść równie łagodnie i miłosiernie??
Straszne myśli przychodziły choremu; widział dom opustoszony, starca zbyt powolnego i dobrego złamanego boleścią — siebie — bez przyszłości, skazanego na bezsilne ratowanie tych, których ocalić nie mógł.
Rana, która go czyniła bezwładnym, dolegała teraz podwójnie, gdyż byłby, przemagając swój wstręt, wcisnął się w towarzystwo, które mu Sylwję odebrało i znalazł może jaki środek ratunku.
Wzruszenie, jakiego doznał, ból serdeczny, rozdrażnienie stan jego pogorszyć musiały tak, że wieczorem przybywający lekarz z przestrachem znalazł go prawie w niebezpieczeństwie.
Gorączka wzmogła się straszliwie, przytomność stracił wkrótce, a wyrazy, które mu się majaczącemu z ust wyrywały, świadczyły o rozpaczliwym stanie ducha.
Całą noc lekarz z przybranym felczerem musiał spędzić u łoża chorego i nad ranem udało się ledwie sztucznemi środkami sen i uspokojenie sprowadzić. Gdy około dziesiątej nazajutrz Zybek przybył w imieniu