Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod włoskiem niebem.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Czemuż tak krótko, tak chwilowo trwa tutaj wszystko? Sto jest na to odpowiedzi, najważniejsza, tak jest: — Myśmy sami jako cień co urodził się ze światła, miga i ginie po chwili, spocząwszy na kwiatach, na zieleni, na wodzie lub skale, myśmy sami snem cienia... — powiedział grecki poeta.
Jakże im dobrze, że nic nie przerywa ciszy, spokoju pustyni, że nikt tu nie zajrzy nawet; jakże im swobodnie, jak płyną szybko dnie wycałowane, wypieszczone, szczęśliwe. Oto słońce podniosło się i już zapada, zapadło i znowu wznosi i zachodzi. Nieraz Jan, nieraz Pepita i bicie serca tamują i pocałunków sobie szczędzą i radziby słońcu zawołać: — zaczekaj słońce! — aby na jutro trochę zostawić, aby przedłużyć biegące tak chyżo życie. Cóż kiedy na dnie każdej ludzkiej rozkoszy, jak w kielichu kwiatu, siedzi myśl robak i szepce — o jutrze! Cóż kiedy z każdego szczęścia rodzi się postrach, obawa o to nieszczęsne jutro, i kwiat więdnieje od myśli, robaka. Kiedy wyczerpali najsłodsze i najwymowniejsze milczenie, naówczas poczęły się dopiero długie, długie powolne rozmowy, któremi przelewali w piersi swoją przeszłość, któremi jednoczyli się bardziej jeszcze. I mieniali się wspomnieniami swemi.
A ona mu opowiadała, jak rosła nad rodzinną rzeką, w owym pochyłym domku, okrytym zieloną szatą winnej latorośli. Sierota, nieznała ojca ni matki, wychował ją niecny Paolo, jak ludzie chowają konie i barany, aby za nią wziąć pieniądze, aby ją sprzedać towarem. I dnie dzieciństwa były dla niej już dniami niewoli, pracy, nędzy. A gdy podrosła, gorzej jeszcze. Niewola stała się sroższą stokroć... bo Paolo zbliżał się do celu swojego, do dnia targu. Dla niej świata tyle było co