Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pomywaczka.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezu Marya! a to nasz śliczny książe!
Książe Józef aż się cofnął, z kolei przelękły tem, że go poznano; a Julka, ścierając pył fartuszkiem ze stołka, przybiegła z nim szybko do gościa, który stał w pośrodku izby zmieszany.
— A cóż to księcia do naszej biedy przypędziło, mój śliczny panie? żywiej niżby się można spodziewać poczęła chora. A mój ty miły Jezu! a toż to cud! Jakimże sposobem?...
— A skądże wy kochana matko mnie znacie? — zapytał książe, odzyskując mowę.
— Albo to was zapomnieć można? — zakrzyknęła stara. Ja sługiwałam w Jabłonnej i w zamku, a kto księcia raz tylko zobaczył, toć go nie zapomni!
— I cóż tu teraz porabiacie?
— A! mój miły książe! nieszczęście nas tu zepchnęło! Były lepsze czasy... Owdowiawszy po pierwszym swoim mężu, który był nic potem dworak, wyszło się drugi raz za rybaka. Poczciwe człeczysko.., aleć go Bóg długo na świecie nie trzymał, a wziął do swej chwały... Mój Macieisko załamali się z lodem na Wiśle, i aż trzeciego dnia znaleźli jego ciało, żeśmy je po chrześcijańsku pogrzebać mogli.
Stara zaszła się do płaczu.
— Zostało nas po nim sierot dwoje, mój książe; ja i to poczciwe dziecko... a tu choroba na mnie... co mnie jak trupa na nic nieprzydatnego rzuciła na łoże... gdyby nie poczciwi towarzysze Macieja, rybacy, co nam pomagają, jużby z głodu przyszło umrzeć i to dziecko zostawić na straszliwe sieroctwo. Ale Bóg opiekun...
Książe milczał wciąż zmieszany, oglądając się to na starą, która śpiesznie i coraz żywiej mówiła, to na dzieweczkę zapłonioną, dającą znaki matce, aby się nie męczyła zbytecznie rozmową.
— Czy nie słyszeliście, że książe prosili wody! dajcież mu świeżej i weźcie czystą szklankę białą, moja Julko, a pocałujcie go w rękę i przeproście, żeście go puszczać nie chcieli... Taż to synowiec króla imci i taki dobry pan...
Julka, mocno przejęta nowiną, że to był synowiec