Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 1.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

52
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Wszystkiego tego słuchał Staś pilnie, i coraz głębiéj położeniem swojém się biedził, nie widząc na nie ratunku.
Jak sen przechodziły dni pobytu w Mruczyńcach, chłopak drżał na myśl powrotu z téj atmosfery dostatku, swobody, grzeczności, do krasnobrodzkiéj oficyny, stodoły, Falszewicza i utrapień domowych... Ale odpychając groźby zatruwające mu szczęście chwilowe, sercem całém lgnął do otaczającego świata.
A! drogie to były chwile... komuż ich kilka na brzegu życia nie błysło? Przeznaczone na pamiątki, snuły się złociste, idealne, przebierając się natychmiast w widma niepochwycone... Dzień wczorajszy po nocy marzeń już wyglądał jak poemat; ranek widziany wieczorem już był pieśnią zachwycającą, a młoda dusza z siłą sobie właściwą, każdą chwilę wnet stroiła w szaty nieśmiertelne, mieszcząc je w najdroższym serca kątku. Wszystko tu jak w heroicznych wiekach było epoką, a najdrobniejszy wypadek, słowo, ruch... olbrzymie przybierały rozmiary. Wielka jest władza serca w téj chwili pierwszych uczuć i wrażeń: — tworzy ona z niczego nawet; cóż gdy cudny Opatrzność da jéj wątek? Naówczas serce śpiewa epopeję życia, któréj, gdy ją przerwie rzeczywistość kamienna, nigdy potém dokończyć, nigdy powtórzyć nie potrafi.
Staś się całkiem zapomniał na tém miękkiém posłaniu marzeń; budził się z gorączką, zasypiał rozogniony, liczył z przestrachem chwile zbliżające go do odjazdu, z niesmakiem i wstrętem myśl jego zatrzymywała się na Krasnobrodzie, usiłował o nim zapomnieć, i pod różnemi pozorami odkładał powrot, który im bardziéj się przeciągał, tém istotnie był groźniejszy.