Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

116
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

postanowienia Hipolit; ale ulitowawszy się wreszcie męczarni, chwycił go za rękę i rzekł:
— Dotąd to tylko poświęcenie jeszcze, i miłość szalona, ale czysta... Cóż poczniesz, jeśli cię namiętność jéj uniesie i spodli?
— Nie bój się, odpowiedział Szarski im więcéj ją kocham, tém pewniejszy jestem, że ją uszanować potrafię.
— Ale pewienże jesteś, że ci się nie rzuci na szyję, że nie stracisz pamięci... że nie ulegniesz?...
— Na Boga! Hipolicie, dosyć dręczyć, radź i ratuj... czas uchodzi...
Professor Hipolit, po długiém wahaniu, dał mu wskazówkę jakąś do domu położonego na Bakszcie, w którym dwa pokoiki niezajęte być miały; a Szarski zwrócił się znowu na Zielony most, odmieniwszy tylko zhasane konie.
Zastał Sarę leżącą na ziemi i płaczącą rzewnemi łzami... Na widok swojego zbawcy, rzuciła mu się na szyję, i łkając gwałtownie, poczęła go dopytywać, czy ich nie gonią?
— Zabieraj co masz, i jedź ze mną... co najprędzéj... co najrychléj... nim się gospodarz opatrzy... Nie zupełnie pewien jestem Horyłki.. trzeba gdzieindziéj szukać schronienia.
Sara porwała tylko zawiniątko, otuliła się znowu swoim płaszczem, i pierwsza zbiegła ze schodów, a Gilgin ani się spostrzegł, jak mu lokatorowie uciekli.
Noc już była późna, gdy na zamówione mieszkanie u Bakszty przybyli, zastawszy je zimném i ciemném. Była to niemal pustka, z oknami na tył obróconemi; snadź dawno nikt w niéj nie mieszkał, na dole tylko był jakiś rzemieślnik, który zawiadował kamieniczką,