Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

173
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Nie wiesz? Truppa jadąca wprost z Berlina, zamówiona do Petersburga, po drodze dają u nas kilka reprezentacyj... Mają kilku przewybornych aktorów: sławnego Karola Moora, tak przezwanego od głównéj swej roli, i niemniéj sławną Smaragdinę (jest to jéj nom de guerre, Bóg wie jak się w istocie nazywa), ale aktorka doskonała. Muszę cię z sobą poprowadzić na teatr.
Stanisław ruszył obojętnie ramionami.
— A co grają? spytał.
— Coś tam Schillera, nie wiem na pewno, ale cokolwiek dadzą, ciekawym wrażenia, jakie na tobie uczyni poezya niemiecka, czysto niemiecka, w żywą dramatyczną obleczoną szatę. Smaragdina wielką jest niezaprzeczenie artystką!
— Pójdziemy więc zobaczyć twoją Smaragdinę i porównać ją z naszą panną Izabellą.
— Byłem wczoraj — kończył professor — będę dziś i jutro i póki grać będą, bo przyznam ci się, że mnie ten nowy teatr mocno zajmuje, unosi, egzaltuje... Wystaw sobie Schillera! kochanego młodości naszéj Schillera! granego con amore, z tradycyą teatru może przez autora natchnioną, pojętego całą duszą... To coś warto!
— Warto — rzekł Staś — bym ostatniego lub przedostatniego rubla na to poświęcił! idę z tobą! Przecięż i do nas niezawsze tylko akrobaci jeżdżą, kuglarze, hece i małpy!
— Nie pożałujesz, ręczę: zawołał professor. A że tu w waszéj Syberyi na Zarzeczu dorożek nie widać, a ja od ożenienia utywszy nieznacznie chodzić nie mogę, zrób mi tę łaskę i wyjdźmy za wczasu, żeby się i nie śpieszyć, i pierwszych scen nie stracić.
Stanisław posłuchał professora, i pustki jeszcze