Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

178
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

i nieznajoma figurka, widocznie pochodzenia niemieckiego, wyfryzowane, uśmiechnięte stworzenie poprosiło go skinieniem za kulisy.
Stanisław porzuciwszy Hipolita, pośpieszył z bijącém sercem za przewodnikiem swoim, przez drzwiczki skryte, przejścia ciemne, wschodki i teatralne rusztowania przeciskając się w głąb świątnicy niedostępnéj dla profanów. W jednéj z tych budek, które po naszych teatrach klecą wśród kulisowych labiryntów, dla odetchnienia głównym aktorom, zbudowanéj ze czterech olbrzymich parawanów, otwarły się drzwiczki płótnem malowaném obciągnięte, i poeta stanął przed siedzącą w krześle Sarą.
W białéj sukni swojéj roli, w ubiorze heroiny Schillera, ze spuszczonemi na kolana rękoma, z głową zwieszoną na piersi, czekała na niego zadumana sama jedna.
Pierwsze spojrzenie, którém się spotkali, było tak wymowne i potężne, że Stanisławowi łzy potoczyły się z oczu, rzucił się, ukląkł przed nią.
— A! to nareszcie ty jesteś! zawołał.
— To ja... son io... odpowiedziała wstając z ruchem królowéj i podając mu rękę artystka, z uśmiechem, w którym więcéj było litości, wspomnienia, rozczulenia przeszłością, niż ognia i namiętności. — To ja! to tylko ja!
Stanisław patrzał, klęczał i milczał, słów nie mógł znaleźć na pytanie, tak pytać się lękał.
— To ona! powtórzył cicho, nie puszczając jéj ręki.
Sara schyliła się powoli, westchnęła z cicha, i lekki, zimny pocałunek złożyła na jego czole; jakby do-