Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

201
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

kupić spoczynkiem gnuśnym, krzątają się około dzieła, za które ich tylko policzkują.
Jeden po drugim odstępowali go przyjaciele, znajomi, znowu zamykały mu się domy, podejrzliwie spoglądano na niego gdy wchodził, mówiono przy nim ostrożnie, — słowem obchodzono się z nim jak ze szpiegiem...
Nawet poczciwy doktor Brant wkrótce ostygł dla niego, widocznie znajdując także, iż jakiś tam doktor odwzorowany gdzieś przez niego, był mu podobny zażywaniem tabaki. Oburzał się na to jako na niewdzięczność a Stanisław już się i gniewać nie mógł. Wszystko to było tak poziome i głupie, że go nie mogło już obchodzić; ruszał ramionami i milczał...
Jednego dnia zapukano gwałtownie do drzwi jego pokoiku, i gdy je otworzył, ujrzał niespodzianie twarz księcia Jana, który stał w progu z miną surową, w towarzystwie jakiegoś drugiego jegomości.
— Mości panie — rzekł wchodząc — wiesz zapewne co nas tu sprowadza. Mamy z sobą rachunek do załatwienia.
— Raczysz mi w. ks. mość wytłómaczyć jaki, bo się go nie domyślam. Zdaje mi się, żeśmy nigdy żadnego z sobą ani stosunku, ani rachunku nie mieli.
— A ten książę w ostatniéj pańskiéj powieści, ożeniony ze szlachcianką dla pieniędzy?
— To co? zapytał Stanisław.
— To ja! zawołał książę, trzęsąc się z gniewu, który tamowało tylko przywyknienie do trzymania się na wodzy.
— Albożeś w. ks. mość nie ożenił się z przywiązania?