Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

278
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Dość długi przeciąg czasu upłynął prawie bez zmiany; żaden ważniejszy nie przerywał go wypadek, nic na pozór nie zmieszało zwyczajnego porządku, a jednak dla obcych, dla świeżych oczu, historya ta, którą opowiadamy, prosta, prawdziwa, niebogata w fakta, bo nieobmyślana dla zabawki, zbliżała się widocznie do końca.
Stanisław gorączkową pracą wyczerpywał się, schnął, zabijał.
Tuż Marya często dni całe przesiadywała samotna w okienku, w oczekiwaniu, i całe tygodnie cierpiała samotna, by potém skradzioną godzinę obok obojętnego przepędzić, — i więdła także powoli, jak kwiat podgryziony przez niewidomego robaka. Ani matka, ani ona nic już nie mówiły więcéj; życie się wlokło tym trybem jak poczęło. Stanisław tylko coraz rzadziéj a rzadziéj przychodził, a najczęściéj powiernik wdowy, doktor Brant, musiał go do niéj gwałtem prawie ze szlafroka od książek i pióra wyciągać, wiodąc w różne miejsca, gdzie Marylkę spotkać mogli. Zdawało się na przekór wszystkiemu, że im dłużéj trwała ta znajomość, tém Szarski bojaźliwiéj się ku nim zbliżał, witał zimno, zmieszany, odchodził obojętny, z pośpiechem, a Marylki rozmowa często przebrzmiała próżno, nie doszedłszy ani ucha, ani serca...
O! smutny to był widok tego przywiązania tak szczerego, téj miłości tak czystéj i pełnéj poświęcenia, a obok chłodnéj, nieszczęśliwéj istoty, co już czuć nie mogła, czy nie chciała, która odszedłszy od pracy nałogowéj, jak wytrzeźwiony pijak opium, traciła władzę i drętwiała w spoczynku. Jakiego tam było potrzeba serca, jakiéj siły nad sobą, by wytrwać od-