Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

284
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nia powleczoną, zszedł ze schodów i znalazł się znowu w gwarnéj a brudnéj uliczce.
Powietrze bijąc mu w twarz chłodem i wilgocią, otrzeźwiało go powoli, ale nogi chwiały się pod nim po tym szalonym biegu, po niezwykłym wysiłku duszy i ciała, który nagle zmógł go do ostatka. Z zapaleńca uczuł się chorym, biednym, przytomnym już człowiekiem, tak, że po rozwadze spytać się postanowił Żyda o mieszkanie niemieckich aktorów.
Całe podówczas wiedziało o nich miasto, bo przybycie ich było dla Wilna wypadkiem, i niedługo szukać potrzebował na Niemieckiéj ulicy faktora, o którego łatwo wszędzie.
— A kogo pan chce? o kogo pan pyta? począł usłużny Żydek, biegnąc już przodem. Truppa stoi u Icka — pan wie... u Icka Weinstocka. A może do Smaragdiny? nu! to co innego! mieszka osobno... dla niéj wynajmowali pokoje! gwałt!
— Prowadź mnie do niéj! znowu szalejąc rzekł Stanisław żywo — prowadź mnie do niéj!
Żydek biegnący przodem ledwie mógł podołać po dwojonéj znów niecierpiiwości Szarskiego, lecącego jak się zdrowo i przytomnie lecieć nie może.
Wpadli oba do zajezdnego domu jakiegoś na schody. Szarski nie pytając o nic, otworzył drzwi wskazane, i cały wrzący wbiegł do pokoju.
Była to salka dość schludnie jak na izbę gościnną przystrojona i wytworna, z trzema na ulicę oknami. Zachodzące w téj chwili za dżdżyste obłoki słońce, wpadając oknem od balkonu, część jéj jaskrawo oświecało, a w półcieniu przezroczystym ujrzał Staniław ideał swój na wpół siedzący, wpół spoczywający na sofie.