Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

292
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

nadszedł, a Szarski z miejsca się nie ruszał. Podano herbatę, na którą ze szczególną grzecznością, musem prawie i siłą, książę wyprowadził Szarskiego z ciemnego zakątka. Sara się jakoś rozweseliła, ale czy przez złą rachubę, czy żeby do reszty zrazić Stanisława, przedmiotem jéj szyderskiéj rozmowy była ciągle przeszłość, którą wyciągała na plac, by ją policzkować ironią i śmiechem. Wszystko! wszystko! aż do czystego dzbanka wody, roztłukła przed oczyma Stanisława, depcząc, gniotąc, walając z zajadłością rozpaczy.
Szarski wybiegł nareszcie od niéj zrozpaczony, rzucił się na ubogie łóżko swoje, i poprzysiągł, że więcéj jéj nie zobaczy, że do niéj już nie wróci!
Piękna jest krew, gdy z rany płynie wstęgą purpurową... piękna gdy wytryska brocząc ziemię swą barwą ognia i żywota... ale z nią ubiega życie, ale aby ją widzieć, potrzeba rozedrzeć żyły i utoczyć ze źródła siły... Tak piękna, jak ta krwi struga, była pieśń rozpaczy, którą wyśpiewał poeta po powrocie do domu, zamknięty w swéj cichéj celi, zaledwie wiedząc co czyni; ale gdy w głowie jego i piersi gorączkowemi łzy szarpanéj, brzękła téj pieśni nóta ostatnia... z nią całe lata przebrzmiały i wyczerpało się życie.
Tymczasem na drugim końcu miasta, Marya, powróciwszy z matką do domu, biegała klaskając w dłonie i ciesząc się jak dziecię, że tak żywym, tak zdrowym, tak innym widziała Stanisława. Na matce ta jéj radość przykre robiła wrażenie; dla niéj coś strasznego było w tém nagłém zmartwychwstaniu trupa, była pewna katastrofy, zawodu, boleści nowéj i niespodziewanéj. Ale pragnąca dusza tak łatwo chwyta