Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

314
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

przychodzi... A! ty mi przebacz także aniele, jam się na tobie nie poznał, jam twoje życie zakrwawił, jam cię za późno pokochał! Byłem ślepy, obłąkany, byłem nieszczęśliwy... Ale życie tak krótkie, a Bóg tak dobry i wielki!
Zdało się, jakby w téj chwili szelest jaki dał się słyszeć za oknem, jakby coś padło, coś jękło, a chory przelękły chciał porwać się z krzesła, gdy Brant wpadł do izdebki.
— Co to jest? co to jest? zapytał.
— Nic... umieram tylko... odpowiedział chory spokojnie, pokazując mu chustkę krwią zbroczoną... Miałem widzenie! o! straszne miałem widzenie!
Ale na opowiadanie już mu głosu zabrakło.
— Chcę spocząć, rzekł po cichu, podając znów rękę i chwytając dłoń Maryi, na któréj, przyciągnąwszy ją powoli ku sobie, złożył gorący pocałunek i łzę gorętszą jeszcze.
Ona upadła na kolana bezsilna, ale rychło dźwignięta poświęceniem, powstała, by usiąść przy nim.
— Uspokój się, rzekła z cicha.
— Usnę — odpowiedział skłaniając głowę, ale nie puszczając jéj ręki, którą trzymał przy ustach — bogdajby na wieki... Tyś mi przebaczyła!
Tak ze schyloną głową w milczeniu usypiać się zdawał... Ale to był już uścisk anioła śmierci, który mu wszystkie cierpienia nędznego żywota w jednéj chwili zgonu nagrodził.
Dusza wolna, szczęśliwa, jasna, białemi skrzydły uleciała ku niebiosom.