Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

29
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

na długo, zostawiając po sobie niezatarte w duszy wspomnienia.
Wieczorem znowu, w miasteczku szukając gospody, trafił na żydowskie domowstwo, w którém koczyk i bryczka, świadczyły o przybyłych przed nim podróżnych. Odgradzały go od nich znowu tylko drzwi nieszczelne żydowskiéj kletki, podzielonéj na ciasne izdebki, żeby w przypadku gości jak najwięcéj ich pomieścić się mogło, choć najniewygodniéj. Usłyszawszy obok głosy kobiece, nieznane mu, ale pełne wdzięku, Staś przypominając sobie nocleg wczorajszy, upadł na twarde łóżko, nie chcąc podsłuchywać sąsiadów, bojąc się pochwycić słowa, któreby go znowu wwiodło na drogę rozpaczliwych narzekań. Nakrył się z głową płaszczem i próbował usnąć, ale sen odleciał od niego, myśl tęskna unosiła go na skrzydłach swych w kraje nieznane, nareszcie rozbudzony począł marzyć, nie postrzegłszy się, z jaką rozkoszą kołysał go dźwięk czystéj, harmonijnéj jak śpiew, wesołéj rozmowy dziewczęcéj.
Z mroku niezrozumiałych szmerów, uśmiechów, wyrazów, wypłynęła na ostatku jakaś harmonijna pieśń... coś jakby śpiew cichy, mierzony, przez który mówiła pełna muzyki i poezyi dusza... Ktoś obok czytał głośno, — i o! podziwie! przestrachu! radości! Stanisław poznał w słowach tych spadających powolnie z ust niewidzialnych, własną myśl, dziecię swoje, to Pożegnanie z domem, które krwią pisał i łzami.
W pierwszéj chwili dał się umieść rozkoszy chwytania dźwięków tych z uczuciem dumy prawie, olbrzymiał, rósł, podnosił się — ale gdy w głosie nieznajoméj zabrzmiała silniéj dusza, zadźwięczały łzy srebrzyste, jęknęło serce, łzy potoczyły mu się z oczu.