Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

36
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zylewicz, bo to dziwak osobliwszy, tai się ze swojém urodzeniem, z bogactwem, udaje biedaka.
— Inflantczycy... generalnie dziwacy, zawołał pan Kłapeć. Znałem jednego, który literalnie, panie dobrodzieju, jadł tabakę i połykał całe laski laku; słychana to rzecz?
— Istotnie, potwierdził wpół żartując, wpół seryo Bazylewicz: chociaż on się tylko rodzi z inflanckiéj familii.
— A taki dziwactwo jest! z tryumfem dorzucił podkomorzy: generalnie tak! generalnie! co Inflantczyk to dziwak...
— Pan nie wie, czy nie ma on intencyi ożenić się? dopytywać poczęła Kłapciowa.
Emilka zapłoniła się.
— Wątpię, rzekł Podolak: kobietami się brzydzi.
— Inflanckie dziwactwo! szepnął podkomorzy — nic innego...
— A daleko się został? żeby go choć zobaczyć? oglądając się spytała pani.
— Już nie widać, zamykając rozmowę upewnił Bazylewicz...
— Szkoda! możeby taki wystarczyło kury i kaszki. Jabym sobie kazała co innego zgotować i podać osobno...
— A! jejmość zawsze swoje! ruszył ramionami pan podkomorzy trochę zniecierpliwiony: gdzie? na co? po co? fi! do czego?
I nie chcąc przy obcym jaśniéj sie tłómaczyć, zamilkł pan Kłapeć, gwałtownie się tylko zżymnąwszy.
Pani podkomorzyna zamilkła także, a panna Emi-