Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

51
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

— Głośno, nigdy! od razu wszystkim zakazał imię twe wymawiać, a ty wiesz jak go słuchają wszyscy.
Spuścił głowę biedny chłopiec, i jak na stracenie idąc, w milczeniu przekradł się przez fórtkę, przez znajome dawniéj uliczki... otworzył drzwi staréj altany, których zamek znał dobrze, i płacząc rzucił się na stojącą w niéj ławę, a Mania żywym krokiem do dworu pobiegła.
Niedługo jednak trwały te łzy wywołane wspomnieniami: blizkość dworu, światło z jego okien bijące, ta myśl, że tam jest ojciec i matka, wywiodły go ku domowi. Wyszedł zapominając ostrożności, jak złodziéj podkradając się pod okna, a serce powiodło go pod te, przez które mógł ojca i matkę zobaczyć.
W izbie sędziego, przy zakrytéj zasłonką świecy, w słabym jéj blasku ujrzał Stanisław wspartego na poduszkach starca, który nogę jedną trzymał na krześle i ponuro zdawał się zamyślony. Obok siedziała żona, w białym czepcu, tuląc cierpiącego i podając mu napój jakiś, który z odrazą ręką odpychał... Po niespokojnie rzucanych wejrzeniach matki, po jéj ruchach poznał Stanisław, że już wie o nim, a serce jéj bije zarówno miłością i strachem.
Obraz ten tak go pociągał niepojętym urokiem, że pomimo wrażenia postrachu, jaki na nim czynił srogi i nieubłagany ojciec, pozostał długo przyrosły do okna, nie mogąc się od niego oderwać. Wszystko aż do drobnych szczegółów tego wnętrza, które znał tak dobrze, chwytało jego oczy; dziwił się, że nic się tu nie zmieniło, krzesło nawet żadne i sprzęt drobny miejsca nie stracił. Zwracając się ku ojcu z bojaźnią i wpatrując w jego rysy, w twarz matki, wielką z razu znalazł różnicę między obrazem zachowanym w du-