Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

60
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

zależny, nic nam nie winien, i my też nic ci nie jesteśmy winni.
Stanisław nic odpowiedzieć nie mógł na wyrok ojcowski, usiadł na wskazaném mu miejscu w wózku, który wiózł Falszewicza i braci jego, a tak był szczęśliwy, że choć wiedział, iż niecofnięte słowo ojca wydziedziczało go ze wszelkiéj pomocy i udziału majętności, za jeden ten uścisk byłby do ofiary dodał chętnie część swojego życia.
Sędzia odbył drogę całą w ponurém zamyśleniu. Sędzina płacząc, całowała ręce jego. Mania kradła łzy swoje przed nimi, udając, że z powozu wygląda, a na wózku Falszewicz kiwał głową tylko, przypatrując się jak Stanisław nie mógł się braćmi młodszymi i ich wesołą swawolą nacieszyć. Tak przybyli do Krasnobrodu, a gdy wysiadać poczęli, znowu strach ogarnął Stanisława; ale sędzia z rozpogodzoną już twarzą czekał na niego w ganku, i jak obcego prawie do domu wprowadził.
Jeszcze raz padł mu do nóg syn, ale nic prócz powtórzonego błogosławieństwa nie zyskał.
— Słuchaj! rzekł nieubłagany starzec: jako ojciec ci przebaczyłem, ale nie jako głowa rodziny... Obcy nam będziesz, boś chciał być obcym; łańcuch ten raz rozerwany, już się nie wiąże nawet skruchą, żalem i przebaczeniem.
— Ja też nic nie żądam prócz przebaczenia i serca, rzekł Stanisław.
— A jutro — dodał sędzia, wracając do swego charakteru, — jutro waćpan pojedziesz ze mną do akt i napiszesz zupełne zrzeczenie się wszelkiego spadku po mnie; tego pod błogosławieństwem wymagam.
Ani matka, ani bracia i siostry młodsze nie śmiały