Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

63
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

i matka naglili na niego, żeby pojechał. Staś nie śmiał się im przyznać, jak raz ostatni rozstali się z panem Adamem, i choć z niemałym wstrętem, musiał usiąść i pojechać.
Myśl o Adeli przychodziła mu często, ale słyszana w drodze rozmowa na wieki oziębiła go dla niéj: nie uczuł już jak dawniéj na wspomnienie jéj wzmagającego się bicia serca; niepokój jakiś tylko w nim jeszcze pozostał. Ten wzrósł, gdy się zbliżył do miejsca pamiętnego mu w życiu jedną chwilą nadziei, i Stanisław wysiadł ze swéj biednéj bryczki onieśmielony przeszłością, zagłuszony państwem i przepychem, który tu teraz z powodu zięcia z mitrą, jeszcze był widoczniejszy niż kiedykolwiek.
W salonie nie znalazł nikogo jeszcze, a porozrzucane książki świadczyły, że literatura miała tu zwolenników. Zróbmy tu nawiasowo uwagę, że czytanie musi być dla wielu przykrością i pańszczyzną niemałą, kiedy się z niém tak popisują i chwalą. Nie ma pokoju, w którym się gości przyjmuje, gdzieby zapylonych kilka książek nie świadczyło, że — gospodarz ich nie czyta. Są to zwykle pięknie oprawne i ozdobne wydania tych nicości, których nikt w rękę nie biorąc, używa za świadectwo stopnia swéj cywilizacyi. Gdzieindziéj znajdziesz w ten sposób porozrzucane nowości literackie, których naturalnie dopóki nie zestarzeją, nikomu wziąć nie wolno, boby stolik stracił ubranie swoje; a czasem nóż kościany wsunięty we środek ma być niezłomnym dowodem, że się tam zastanowił czytelnik, a raczéj, niestety! ten, co karty przecinał. Jest też w modzie — a ktoby się na tém nie poznał! — że przyjmując pisarza, dzieło jego kładną na stoliku; ale trzeba być nie wiem jak zarozumiałym, żeby ten kom-