Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Kalikstowi prawie zamarło na ustach.
— Tak...
Łzy popłynęły z oczów Julii, padła znowu na krzesło, obie ręce podała mu milcząca...
— Jestem twoją na wieki — rzekła głosem stłumionym... Twoją będę lub niczyją...
Kalikst kląkł przed nią, całując jéj wyciągnięte ręce, ale wnet porwał się, gdyż ciotka, któréj się zdawało, że była tu potrzebną jako świadek, weszła do pokoju.
Julia się tém nie zmięszała wcale.
— Ciociu — rzekła, zwracając ku niéj głowę — on mnie kocha — ja go kocham... Pobłogosław...
Było coś tak dziwnie śmiałego w tych wyrazach Julii, że ciotka się zmięszała, sama nie wiedząc, co ma odpowiedzieć... Zamruczała słów kilka, przystąpiła ku nim, rozpłakała się z wielkiego szczęścia — i wyszła do drugiego pokoju, zostawując ich samych z sobą.
Potrzebowali oni oboje długiéj chwili, aby ochłonęli, Kalikst całował jéj ręce — Julia drżała cała...
— Daj mi mówić — nie chcę już mieć tajemnic dla ciebie — poczęła — tak, wiedziałeś, kim był mój ojciec, ale nie wiesz kim — jest! Moje zaklęcia, prośby, błagania zmiękczyły go, nawróciły... Radby się od tego jarzma uwolnić, które go teraz pali i gniecie... niestety — jak kajdany. Każde jest ono zanitowane na wieki... Któż wie, z życiem może chyba można się od niego uwolnić... Lecz ojciec mi poprzysiągł, że zamiast szkodzić — ochraniać będzie... że w ten sposób, przestrzegając... osłaniając, może odpokutować, jeśli zgrzeszył... Od dnia, w którym padłam zemdlona, dowiedziawszy się nieszczęsnéj prawdy — ojciec mój stał się nowym człowiekiem...
Ja... ja — panie Kalikscie — gdybym mogła część pokuty wziąć na siebie, gdybym mogła i umiała się wam przydać kiedy na co — życiem dać gotowa!!
Kalikst był w uniesieniu... Teraz czuł, pewnym był jéj niewinności, widział taką, jaką sobie wyobrażał, i nad wyraz wszelki był szczęśliwym. — Cóż go obcho-