Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

się wilka! Mamże wam przypominać, że szwagrami jesteście...
— Gdyby i braćmi rodzonymi, to nic nie pomoże! — zawołał suchy.
— Ja go pokropię mojém kropidłem, będzie miał rozum i pomiarkowanie — rzekł flegmatyk — a że pokropię, to tak pewna, jak że moja kula wilka zabiła.
I przystąpił jeszcze raz stary, rozejmując zwaśnionych; ale próżno: rzucili się w strony, nie chcąc ani słuchać.
Nie było tedy ratunku i przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie. Szabel dobyto.
Przyjaciele nieco opodal rozstawili się przypatrując uważnie.
Pan Marek, acz mu kazano stać na uboczu, nie mógł strzymać i przystąpił bliżéj: boć zawsze ciekawa to rzecz widzieć jak się dwaj rębacze zmierzą.
Odbiwszy się od kupy, grzeczniejszy szlachcic jeden, szepnął pytającemu Markowi: że dwaj zapamiętali przeciwnicy zwali się: jeden pan Jan Saczko; drugi pan Dydak Wąż... że pan Saczko miał za żonę Wężównę... i że do téj waśni przyszło z najlepszéj zgody przy kieliszku u Węża.
A tu już i siekanina następowała, ale z razu tylko się szable z brzękiem obijały jedna o drugą