Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

— U nas to się wszystko trafia za młodu, a potém poprawia.... i on téż się do nauki i do roboty weźmie.... ale weźmie.... nieprawdaż?
Marek się uśmiechnął tylko.
Szlachcic go poklepał po ramieniu.
— Zbierz, błaźnie, rupiecie — rzekł — jutro ze mną pojedziesz do Rogowa. Wszak ks. gwardyan słowo mi dał?
Ksiądz się skłonił.
— Com przyrzekł klasztorowi, święcie dotrzymam.... Chłopcze, chcesz jechać ze mną?
Marek zagadnięty w ten sposób, zadumał się: nie jasny dlań był cel téj podróży, a w dodatku nauka i robota groziła. Mimo O. kanafarza i furtyana, mimo różnych niedogodności, pobyt w klasztorze miał swe korzyści. Do nauki nazbyt nie pędzono, w obawie, aby dotarłszy zadaleko, nie spotkał się gdzie z Voltairem, o którym chodziły słuchy, że go Sułtan płacił, aby wiarę Mahometa propagował po Europie.... roboty nadto ciężkiéj nie było; Ojcowie w ogóle i sami sobie pensów zbytnich nie zadawali, i dla biédnéj młodzieży byli łagodni; potém przez lat kilka nawykło się do miejsca.... i... lenistwo się odzywało. Któż mógł wiedzieć, co szlachcic miał za zamiary? Fatalnym prejudykatem przeciwko niemu było to, że za uszy kręcił,