Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Łowczy ani myślał o głupim ożenku, Kruk gotów go był gwałtem prowadzić do ołtarza; teraz że się już zabierało na wesele, nie mógł tego znieść: trzeba mu było coś zrobić, aby przeszkodzić.
W wielkiéj liczbie owych konkurentów Starościnéj, których ona poodprawiała, był między innymi, na całe Lubelskie znany Adam Downar. Znali go i daléj, bo to był człowiek, co cicho nigdy usiedzieć nie mógł.
Miał lat dobrze czterdzieści; ale jak niektóre rasy dobrych koni, co się późno składają, Downar dopiero do pełni sił dochodził. Mężczyzna był co się zowie śliczny: zbudowany jak dąb, hoży, rumiany, gadatliwy, wesół, do tańca, do różańca, do kieliszka, do szabli, do oracyi: do wszystkiego. Jakim sposobem czterdziesteńki się dobił, trudno było pojąć, bo nieustannie kochał się i zaręczał.
Na nieszczęście lubił zakazane owoce: bałamucił mężatki, z mężami się rąbał, i zawsze jakaś podobna historyjka przeszkodziła mu do własnego wesela. Ale mu czas było i śmiał się z tego.
Majątek, który miał na granicy Podlasia, a nawet nie zły wcale, nadszastał strasznie; długów było po uszy: z Downarem wszakże dojść do końca zawsze jakoś trudno się okazywało, bo u niego szabla do wszystkiego służyła...