Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

rytusu wewnątrz zapiecze... nie mam miary! Poncz! kto pije poncz! babska rzecz... To szwedy miękkie, wymoczone wymyśliły sobie poncz! człowiek dopiéro wié, że pił, gdy palnął szpagatu...
Stali właśnie przed szynkiem, którego flaszki świéciły w oknie. W głębi jego widać było kilku dorożkarzy, opartych na biczyskach i zajętych pokrzepianiem grzesznego ciała. Nim Piętka miał czas go powstrzymać, Wytrychiewicz wskoczył już do izby, pobiegł do szynkarki, coś mruknął i przyniesiono mu ogromną szklankę wódki.... wychylił. Nie było mu tego dosyć, kazał dać drugą...
Piętka chciał mu ją odebrać, ale go odepchnął i podaną, wypiwszy duszkiem... rzucił rubla, nie dopominając się reszty, rękę dopiéro podając Piętce.
— Hę rzekł, chciałeś mnie pan widziéć pijanym? Teraz już będę! to co innego... Człek zapomni o wszystkiéj biédzie, jakiéj doznał, o wszelkiém błocie, przez które deptał... o ludziach... o przyszłości... i o domu!... Prowadźże mnie pan, czy wieź... bo wódka skutek zrobi... I masz mnie na sumieniu... bo ja albo nie piję ani kropli, albo zapróbowawszy... gotówem w śmierć... w śmierć!
Chciał się zawrócić do szynku, lecz Piętka, przelękły już, wstrzymał go tak silnie, iż musiał w miejscu pozostać. Głowa powoli opadła mu na piersi... zamilkł... Niekiedy tylko niezrozumiałe słowo jakieś wyrywało się z ust skrzywionych...
Z wielką biédą udało się dobyć z niego na-