Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

w dziedzińcu usłyszano turkot powozów, poruszyli się wszyscy, drzwi otworzyły się i posłowie weszli ze smutnemi twarzami, po których łatwo było poznać, że nic nie przynosili pomyślnego...
Dziewiąta biła, gdy sekretarz począł czytać odmówną odpowiedź Sieversa — która oznajmywała, że posłowie są wyprawieni. Przy deputacyi wysłał im pasporta i pieniądze troskliwy ambasador. — W nocie pełno było wyrzutów jakobinizmu i słów próżnych.
Zaledwie czytać kończył sekretarz, gdy cała Izba zahuczała okrzykiem.
— Nie ma sejmu! nie ma sejmu pod taką przemocą!
Karski i gromadka nieustraszona, jaka pozostała, wypadła z ławek, nie dopuszczając czytać nic...
Długi czas wśród wrzawy usłyszeć nic nie było można oprócz narzekania i wykrzyków opozycyi...
Nie chciano dozwolić zagaić sesyi. Oczy były zaognione, głosy coraz gwałtowniejsze...
— Umrzeć a nie dopuścić bezprawia! wołano zewsząd.
Miączyński wlazł na ławę, wskazując zegar i począł właściwym sobie sposobem, dowodzić, że — choć sesya nie zagajona, przecież sekretarzom choćby dla małéj odmiany i odpoczynku można dopuścić odczytać — jakieś tam noty...
Niektórzy popadali na ławy ze znużenia, sparli głowy na ręku i tak siedzieli pół martwi, przybici... Rozpoczęto czytanie not ambasadora pełnych wyrzutów sejmowi... bluzgających mu w oczy jakobinizmem... Sievers się tłumaczył niby, ale jego odpowiedź była obelżywą i bolesną...
Skończyło się czytanie ironicznym śmiechem Kimbara...
— Posłów pewno jeszcze nie wywieziono, zawołał, a dopóki ich nie zwrócą, sejmu nie ma...
Godaczewski, Jankowski, Ołdakowski powtórzyli: — Sejmu nie ma, gdy posłów nie ma...
Król cichym głosem jeszcze raz życzył wysłać do Sieversa...