Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

Żelazna to była natura, któréj nic złamać nie mogło — całonocna hulanka, gra, która ostatnią mogła wziąć koszulę, kłótnia, co żółci dobywała strumienie.. bezsenność, znużenie.... nie mogły go wyczerpać. Zdrzémnął się chwilę, obmył — napił i wracał do sił pierwszych... Mógł grać dwadzieścia cztery godziny nie wstając od stolika... pić dwa dni bez ustanku, — a gdy przyszło się bić lub strzelać, albo zajrzeć w oczy niebezpieczeństwu, szedł nie zmrużywszy powiek.. jak na dobre śniadanie.
Wszystkiego użył, nadużył, wszystkiém się znużył — w nic nie wierzył — reszta mu była obojętną...
Bieliński kazawszy obiad przyspieszyć — wszedł poprawiając peruki. Między nim a Ankwiczem ta była tylko różnica, że Ankwicz miał znakomite talenta, był wymowny i śmiały. Bieliński robił, co mu podszepnięto, prochuby był nie wynalazł i złamany był już rozpustą tak, że mu życie w smak nie szło...
Miączyński gracz jak oni, szczęśliwszy od nich — sarkastyczny był i cyniczny, ale szumne słowo pokrywało w nim pospolitego człowieka...
— Byleby ten Sievers obiadu nam lub zabawy nie przerwał, odezwał się ziewając nerwowo marszałek.... Nieustannie czegoś wymaga i pokoju nie daje...
Massalski rzekł ponuro...
— Cięższego ambasadora nie znałem nad tego, a pamiętam ich dosyć. Ja bo zawsze wolę żołnierza.. Z Repninem, ze Stackelbergiem można było sobie radę dać i nasze panie ich za nos wodziły, a to ostygła — ryba...
— Ha! ha — mruknął chodząc po pokoju Ankwicz — do tego niestrawna i cuchnąca....
— Ciekawa rzecz, jak sobie radę da... wtrącił biskup. Uważaliście, że już (tu zniżył głos) na Kossakowskich patrzy koso?
— Trochę zapóźno się obejrzał — mruknął Ankwicz....
Biskup ręką zrobił ruch — jakby kułaka komuś dawał.