Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

mi okrytą. Zaledwie się król ukazał, ujął go pod rękę i poprowadził do przygotowanego fotelu przed stołem, na którym paliły się dwie świece. Zręcznie bardzo zdjął suknią z króla i narzucił nań lekki szlafrok. Stanisław August padł w krzesło i podparł się na ręku. Nie zobaczył nieco opodal stojącej figury, która w kątku papiery w ręku trzymając, oczekiwać się zdawała. Ryx szepnął.
— Pan Friese. Król się odwrócił.
Z tą łatwością, jaką życie na tronie mu nadało, posępną twarz król zaraz zmienił w łagodną i uśmiechniętą, bo wiedział, że Friese pójdzie z raportem do ambasadora nawet o wyrazie jego twarzy.
Friese był to stróż, szpieg, zdrajca urzędowy, dodany mu przez ambasadę. Przez jego ręce szła korespondencya zwykła, z któréj wyciągi wprzódy dostawał Sievers niż sam król oryginały. Był to Niemiec w całém znaczeniu wyrazu, podszyty konsylierzem petersburgskim, bo miał już i ten tytuł i pensyą i obietnicę indygenatu w Rosyi. Udawał wielką czułość dla króla, król mu niemniéj dobrze odegraném zaufaniem płacił.
— Mój drogi Frysiu! cóż masz znowu? nie daszże mi spocząć?
— Kresy przywiozły listy.
— Czytałeś je?
— Tak jest, najj. panie.
— Nie ma, spodziewam się, nic pocieszającego.
— A zkądżeby to przyjść mogło! odparł Friese.
— Widziałeś dziś ambasadora?
Friese się nieco zająknął.
— A tak, przysyłał po mnie. Bardzo — bardzo kwaśny.
— Kiedyż jest inaczéj! westchnął król.
— Ma on także nie łatwą z sejmem sprawę, — dodał Friese zuchwale. Czysta komedya! daremnie sobie piersi zrywają. Do czego się to zdało!
Ruszył ramionami.
— Kochany konsyliarzu — rzekł król, jakby rozmowę odwracał — po północy już... proszę cię, daj mi spocząć.