Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

się zdawało, że prezes, obcych a nawet ciotki Benigny się pozbywszy — dopiero z całym gniewem niehamowanym wypadnie na biedne ofiary... Nieznacznie więc umówiono się tak, ażeby właśnie hr. Otton i pani Pstrokońska w salonie zostali ostatni... Wychlińska bojaźliwa, uciekłszy do pokoju swego, sąsiadującego z mieszkaniem Leokadyi, cała drząca modliła się i płakała — Leokadya chodziła z usty zaciśniętemi... układając, co ojcu odpowie.
Tymczasem maryasz się skończył. Prezes pożartował z Benigny i hr. Ottona, powiedział dobranoc i poszedł do siebie...
Doniesiono zaraz o tem kobietom, odetchnęły wprawdzie — lecz nie mogły przypuścić, ażeby się to tak skończyło. — Całą pociechą było, że gniew będzie miał czas nieco ochłonąć i złagodnieć, że pierwsze wrażenie się zatrze.
— Trzeba przyznać bratu — ozwała się Benigna, że mocy ma więcej nad sobą, niżby się po nim kto spodziewał... a ojciec Serafin powiada, że list spalił nie czytając...
— Leokadya ocalona! bijąc w ręce zawołała Wychlińska — a! to już wszystko dobrze, mnie niech sobie czy wybije, czy wypędzi, jak mu się podoba!!
Ciotki się z radości popłakały, poniosły nowinę do Leokadyi i uspokoiłyby ją, gdyby ona tem zaspokoić się dała, że ktoś inny cierpieć będzie za nią....
Tak ten dzień pamiętny się skończył.
Jutro nadeszło z twarzą dni powszednich, nie przynosząc z sobą najmniejszej zmiany, oprócz że przywiązany do domu i rodziny ksiądz zdawał się